Jaka pogoda jest wszyscy widzą, jednak jej pojmowanie jest co najmniej względne. Prosty przykład, dla potwierdzenia mojej tezy, we wsi 25 km od miasta (rzecz dzieje się w Karpatach) śniegu po pas niemalże, podczas, gdy w mieście położonym 25 km od tejże wsi poza straszliwym zimnem, jak na październik, nie widać prawie oznak, jakoby w niedalekiej przeszłości spadł jakikolwiek śnieg. Wszystko jest zielone - nawet jeszcze nie żółte, nie czerwone, nie jesienne - zielone.
Siedząc tak w kawiarni, popijając herbatę malinową (wcale nie tak dobrą jak się spodziewałam) i zastanawiając się jak kretyńsko w tej zieleninie miasta muszę wyglądać w kozakach i zimowym płaszczu (na szczęście kozaki miały obcas, a płaszcz nie miał futerka, więc jakoś to wszystko wyglądało), przez przypadek podsłuchałam rozmowę trójki ludzi. Nie mam w nawyku podsłuchiwania innych, ani nawet nie chciałam tego słyszeć, po prostu kawiarnia była pusta, było całkiem cicho, a ja siedziałam sama z tą nieszczęsną herbatą i popielniczką.
Chłopak opowiadał o tym, jak Ewelina, Grażyna, czy Basia (nie mam pamięci do imion) zwodziła go, podrywała, zaczepiała, zapraszała przez jakiś czas, a kiedy chłopak potraktował komplementy, zaproszenia i wszystkie czułe słówka poważnie dziewczę bez pardonu olało go z góry do dołu, zignorowało, przestało się interesować, tak jak się interesowało, ba! Nie odzywało się, nie odpowiadało, nie rozmawiało i było obrażone.
Słuchając tak monologu tego nieznanego mi młodego mężczyzny niespodziewanie dla samej siebie, doszłam do wniosku, że mężczyźni jednak mają uczucia i czasem cierpią przez kobiety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz