28 lipca 2010

Kac był niemiłosierny. Kace ogólnie nie bywają przyzwoitymi zjawiskami, ale ten, jestem tego pewna, był jakimś potworem! Potworem kacowym. Jeszcze większym złem niż Kac Zwykły. Mogłabym rzec, że był to Kac Niezwykły!
Ale co tam, czym ja się przejmuję. W końcu nad ranem zwiałam z jakiejś kawalerskiej nory udając, że mnie nigdy nie było. Niestety zostawiłam tam majtki. Co tam z majtkami zresztą! Majtki można kupić! Wątroby nowej nie kupię, nowego dnia też nie, oto jest udręka, a nie jakieś zgubione majtki! Koronkowe! Za trzydzieści pięć złotych! Jedyne takie, jakie miałam, bo przecież nie będę w bieliźnie za taką kasę spała ani tym bardziej pracowała, dajcież spokój. Swój rozum mam.
Tak czy siak, chociaż nic nie pomagało, sama siebie karciłam za nie myślenie i nie wzięcie przed imprezą czegoś tam na kaca. Ja nie wiem, bo się nie znam, ale ponoć chodzą jakieś takie na czarnym rynku preparaty, że sobie pijesz, czy tam jesz, czy połykasz i rano puff! Ani śladu kaca, ani alkoholu i już możesz pracować, żyć, dzieci wychowywać i biec na mszę!
I wśród tego straszliwego kaca, tej suchości w ustach i bólu głowy odbierającego mi resztki rozsądku przyszła mi do głowy myśl niespodziewana, że miło by było gdyby ktoś teraz przy mnie był, najlepiej mężczyzna, jeszcze lepiej: mój mężczyzna, który w takiej oto chwili kryzysu zajął by się mną. Serio, ten kac musiał być ogromny! Przecież ja, Adela Kowalik, ja nie mogę się zajmować czymś w rodzaju miłości to.. to nie, nie dla mnie. Zostawmy coś dla innych, bo naprawdę nie powinnam się wiązać.
Przez przypadek jednak przez chwilę myślałam, że Adela, znaczy ja, nie jest już tą samą ja, tylko jakąś inną, bo nagle, bez żadnego ostrzeżenia zaczęłam wyobrażać sobie siebie w związku. W związku małżeńskim. Mało tego! Z dziećmi! Co najgorsze! Podobało mi się to. Mi! Mi? Przecież jestem nieczułym potworem nie potrafiącym się zaangażować, egoistycznym bałwanem, który nienawidzi, kiedy ktoś inny karmi jej kota, nienawidzi, kiedy ktoś inny grzebie jej w szafkach i chowa się pod kocem na jej własnej brązowej kanapie. Ja? Ja miałabym mieć męża i dzieci? Ja miałabym wpuścić do swojego życia kogokolwiek? Bez jaj, drodzy państwo! Stąpajmy po ziemi, proszę! To nie dyscyplina dla mnie. Ja muszę i chcę mieć wszystko pod kontrolą. A w związku… w związku nie da się nic utrzymać pod kontrolą, nawet głupiej porannej kawy, która powinna się zdarzać codziennie przed pracą. A w związku, proszę państwa, taka kawa staję się udręczeniem. To jest katorga, że trzeba rano wstać i ją zaparzyć. Nie że trzeba w ogóle wstać. Tu chodzi o to, że trzeba wstać i zaparzyć kawę, która musi się zdarzyć i wszyscy wiedzą, że tego się nie uniknie, a jednak chciałoby się, bardzo chciałoby się uniknąć kawy porannej, bo człowiek się leniwy robi. Człowiekowi się już nie chce o fryzurę zadbać, bo już po co, człowiekowi się nie chce kota karmić, bo nie ma po co. Jak zdechnie, co tam, mam przecież faceta, jak sobie facet pójdzie to kupię nowego kota. I dlatego związki się psują. Właśnie tak!
Zapamiętaj Ada! Nigdy. Z nikim. Na poważnie. STOP.
Nieważne jak bardzo tego chcesz.

5 lipca 2010

Zuźka przychodzi do mnie od czasu do czasu, od jakiegoś czasu. Właściwie co czwartek. I co czwartek wieczór przynosi jakieś niezdrowe żarcie, w ostateczności robimy popcorn, oglądamy telewizję, czasem naszkicuje jej gołe cycki w notesie, a potem zazwyczaj się kochamy. Co piątek budzę się o tej samej godzinie, o 8:15, Zuźka śpi, ja wstaję i wychodzę, bo nie lubię budzić się koło kogokolwiek innego niż Miłość Mojego Życia. Poczucie winy nie daje mi zjeść śniadania, wypić kawy, nawet podrapać się po jajach jak trzeba, dlatego wychodzę. Chodzę sobie po mieście, po zapuszczonych uliczkach, czytam napisy na murach, kupuję kilka bułek, jakieś dobre wino i winogrona, a potem, po około półtorej godziny wracam z powrotem do domu nie zastając już Zuzanny, ani żadnego śladu po niej.
Może się wydawać, że jestem sukinsynem. Jestem nim i nie próbuje tego ukryć. Po prostu... Wolę być z Kobietą Mojego Życia, z którą być nie mogę, o którą walczyłem, która mnie nie chce i nie może mnie znieść. Samotności, za to, ja znieść nie mogę. Więc w czwartek przychodzi Zuzia, a w piątek wieczór przychodzi Kornelia. Ależ imię, prawda? O takiej Korneli można by pisać wiersze, powieści, tym bardziej, ze nietęga z niej romantyczka. Niestety ja nie potrafię pisać, ale umiem malować, więc od czasu do czasu, dla lepszego seksu: co tydzień, szkicuje ją, co jakiś czas, dla lepszego seksu: co miesiąc, pokazuje jej co namalowałem, a nawet jeśli pani na obrazie nie przypomina jej z twarzy mówię: nie mogę malować ciągle tego samego, złotko. Ale cycki i tyłeczek, przyjrzyj się, wzorowane na twoich. O! i ile zachwytów, ile uciechy, ile orgazmów.
Tak, potrafię kochać, przecież kocham Kobietę Moich Snów, której mieć nie mogę, a którą mieć chciałbym. Kiedy siedzę z Zuzką albo Kornelią przed oczami mam Kobietę Najpiękniejszą, którą kocham. I udaję, że to ona ze mną je popcorn i pije wino wieczorami. I udaję, że to jej cycki szkicuje, a potem całuję. I udaję, że to wszystko robię z miłości do niej.
Nie wiem czemu mnie zostawiła, przecież nigdy nie obiecywałem jej że za nią wyjdę, czy ze będę jej wierny. Jestem artystą, do cholery, powinna wiedzieć z czym to się wiąże. A ona taka poukładana, taka wszystko ma swoje miejsce, taka nie obchodzą mnie twoje obrazy, czy kiedy recytujesz mi wiersze, taka chce się ustatkować, kochać się raz w tygodniu pod kołdrą, mieć trójkę dzieci i ustabilizowane życie u boku mężczyzny przy którym nie będę się bała czy będziemy mieć co do gara wrzucić.
Tak mnie ona do szału doprowadza! Każda myśl o niej, aż mnie mdli na myśl o jej idealnych włosach, fryzurze, paznokciach, o jej idealnym życiu, pracy, kocie i w idealnej garsonce czy sukience! Krew mnie zalewa jak pomyślę o jej wiecznie posprzątanym mieszkaniu, wiecznie pościelonym łóżku i wiecznie pozmywanych naczyniach! Wkurza mnie jak nie wiem co!
A kocham ją nad życie, co denerwuje mnie jeszcze bardziej. Chyba najbardziej jednak denerwuje mnie to, że mnie zostawiła, ba! że nie chce ze mną być.
Żadna kobieta nigdy mnie nie zostawiła. Oprócz Kobiety Moich Marzeń.

1 lipca 2010

Wciąż wygaduje te wszystkie bzdury
i naiwnie wierzę w ludzi
chociaż tak naprawdę mam ich czasem w dupie
czasem nawet mam ochotę to wykrzyczeć
każdemu z osobna w twarz
że tylko kłamiecie i oszukujecie
że dążycie wciąż do debilnych celów
i nie skupiacie się na tym co ważne
a ile w tym hipokryzji
kiedy skupiam się na sobie
zamiast zrobić coś dla innych
czy sprawić żeby świat był lepszy
jedyne co robię to cieszę się
najmniejszymi rzeczami
i uszczęśliwiam siebie w sposób dla siebie najlepszy

dlatego teraz wykrzyczę to dla siebie
wierzcie w co chcecie
bo może dla was ważniejsza jest kariera
i kupa forsy
dla mnie świeci słońce
a dla was pada deszcz
chociaż zawodzę wszystkich tym
że chcę nie myśleć o przyszłości
to dla mnie nadal świeci słońce
a wam burza przeszkadza funkcjonować
bo chcecie więcej i więcej
a nie myślicie
wam się wydaje ze myślicie
myślcie sobie jak lubicie
ja lubię kiedy świeci słońce
kiedy leżę na łące
a wy ciągle gnijecie w deszczu
za biurkami
omijając pierwsze kroki waszego pierworodnego