W Szwecji urodziło się dziecko. Niby nic niezwykłego, tym bardziej, że dziecko nie urodziło się ani dziś, ani wczoraj, tylko trzy lata temu. Dziecko jest dziecko, ale to dziecko jest dziecko bez płci. Nie żartuje i nie pomyliłam się ani trochę.
Rodzice postanowili nie mówić dziecku o tym, kim jest. A raczej, jakiej jest płci, bo to kim jesteśmy niekoniecznie zależy od tego jakiej płci jesteśmy. Mamy w końcu równouprawnienie. Nie tylko dziecku nie powiedziano o jego płci, a całemu światu wokół niego, a nawet trochę dalej, bo w Polsce też nie znamy płci szkraba. Ale czy to na pewno jest dobry pomysł na wychowanie dziecka?
Dziecko ma mieć, według rodziców, pełną swobodę w wyborze tego kim chce być, bez żadnych zakorzenionych w najciemniejszych i najdalszych częściach swojego umysłu schematów działań.
Eksperyment na własnym dziecku ma chyba coś udowodnić światu, bo przecież gdyby nie, to sprawa nie byłaby nagłośniona, czy nie?
Tożsamość płciowa u człowieka, malutkiego człowieczka kształtuje się sama za pomocą odpowiedniej ilości hormonów. Biologiczna płeć zależy więc od tego, czy czujemy się dziewczynką czy chłopcem, nie zaś od tego czym sikamy.
Czyli co? Dzieciakowi nic nie zagraża? Nie zupełnie...
"Pewną rolę w procesie kształtowania się tożsamości płciowej odgrywają czynniki społeczne i kulturowe, ale nie są one w stanie radykalnie zmienić biologicznej determinacji, jeśli u danej jednostki jest ona wyraźna."
Mam nadzieję, że bobas da sobie radę ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz