5 lipca 2010

Zuźka przychodzi do mnie od czasu do czasu, od jakiegoś czasu. Właściwie co czwartek. I co czwartek wieczór przynosi jakieś niezdrowe żarcie, w ostateczności robimy popcorn, oglądamy telewizję, czasem naszkicuje jej gołe cycki w notesie, a potem zazwyczaj się kochamy. Co piątek budzę się o tej samej godzinie, o 8:15, Zuźka śpi, ja wstaję i wychodzę, bo nie lubię budzić się koło kogokolwiek innego niż Miłość Mojego Życia. Poczucie winy nie daje mi zjeść śniadania, wypić kawy, nawet podrapać się po jajach jak trzeba, dlatego wychodzę. Chodzę sobie po mieście, po zapuszczonych uliczkach, czytam napisy na murach, kupuję kilka bułek, jakieś dobre wino i winogrona, a potem, po około półtorej godziny wracam z powrotem do domu nie zastając już Zuzanny, ani żadnego śladu po niej.
Może się wydawać, że jestem sukinsynem. Jestem nim i nie próbuje tego ukryć. Po prostu... Wolę być z Kobietą Mojego Życia, z którą być nie mogę, o którą walczyłem, która mnie nie chce i nie może mnie znieść. Samotności, za to, ja znieść nie mogę. Więc w czwartek przychodzi Zuzia, a w piątek wieczór przychodzi Kornelia. Ależ imię, prawda? O takiej Korneli można by pisać wiersze, powieści, tym bardziej, ze nietęga z niej romantyczka. Niestety ja nie potrafię pisać, ale umiem malować, więc od czasu do czasu, dla lepszego seksu: co tydzień, szkicuje ją, co jakiś czas, dla lepszego seksu: co miesiąc, pokazuje jej co namalowałem, a nawet jeśli pani na obrazie nie przypomina jej z twarzy mówię: nie mogę malować ciągle tego samego, złotko. Ale cycki i tyłeczek, przyjrzyj się, wzorowane na twoich. O! i ile zachwytów, ile uciechy, ile orgazmów.
Tak, potrafię kochać, przecież kocham Kobietę Moich Snów, której mieć nie mogę, a którą mieć chciałbym. Kiedy siedzę z Zuzką albo Kornelią przed oczami mam Kobietę Najpiękniejszą, którą kocham. I udaję, że to ona ze mną je popcorn i pije wino wieczorami. I udaję, że to jej cycki szkicuje, a potem całuję. I udaję, że to wszystko robię z miłości do niej.
Nie wiem czemu mnie zostawiła, przecież nigdy nie obiecywałem jej że za nią wyjdę, czy ze będę jej wierny. Jestem artystą, do cholery, powinna wiedzieć z czym to się wiąże. A ona taka poukładana, taka wszystko ma swoje miejsce, taka nie obchodzą mnie twoje obrazy, czy kiedy recytujesz mi wiersze, taka chce się ustatkować, kochać się raz w tygodniu pod kołdrą, mieć trójkę dzieci i ustabilizowane życie u boku mężczyzny przy którym nie będę się bała czy będziemy mieć co do gara wrzucić.
Tak mnie ona do szału doprowadza! Każda myśl o niej, aż mnie mdli na myśl o jej idealnych włosach, fryzurze, paznokciach, o jej idealnym życiu, pracy, kocie i w idealnej garsonce czy sukience! Krew mnie zalewa jak pomyślę o jej wiecznie posprzątanym mieszkaniu, wiecznie pościelonym łóżku i wiecznie pozmywanych naczyniach! Wkurza mnie jak nie wiem co!
A kocham ją nad życie, co denerwuje mnie jeszcze bardziej. Chyba najbardziej jednak denerwuje mnie to, że mnie zostawiła, ba! że nie chce ze mną być.
Żadna kobieta nigdy mnie nie zostawiła. Oprócz Kobiety Moich Marzeń.

2 komentarze:

  1. A ja to sobie myślę, że Kobieta/Mężczyzna Marzeń, są czasami bardziej prawdziwi, niż Kobieta/Mężczyzna Rzeczywistości. Ja nie mam szczęścia i mogę tylko marzyć.

    Dobry tekst, podobie mi się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Angelino, Rzólko, króluj mi!
    tylko to: "wracam z powrotem" w pierwszym akapicie trochę razi, ale że u Ciebie, to nawet wygląda jakby było zamierzone.
    A ja wciąż cierpię na niedobór weny.
    Ola

    OdpowiedzUsuń