Kac był niemiłosierny. Kace ogólnie nie bywają przyzwoitymi zjawiskami, ale ten, jestem tego pewna, był jakimś potworem! Potworem kacowym. Jeszcze większym złem niż Kac Zwykły. Mogłabym rzec, że był to Kac Niezwykły!
Ale co tam, czym ja się przejmuję. W końcu nad ranem zwiałam z jakiejś kawalerskiej nory udając, że mnie nigdy nie było. Niestety zostawiłam tam majtki. Co tam z majtkami zresztą! Majtki można kupić! Wątroby nowej nie kupię, nowego dnia też nie, oto jest udręka, a nie jakieś zgubione majtki! Koronkowe! Za trzydzieści pięć złotych! Jedyne takie, jakie miałam, bo przecież nie będę w bieliźnie za taką kasę spała ani tym bardziej pracowała, dajcież spokój. Swój rozum mam.
Tak czy siak, chociaż nic nie pomagało, sama siebie karciłam za nie myślenie i nie wzięcie przed imprezą czegoś tam na kaca. Ja nie wiem, bo się nie znam, ale ponoć chodzą jakieś takie na czarnym rynku preparaty, że sobie pijesz, czy tam jesz, czy połykasz i rano puff! Ani śladu kaca, ani alkoholu i już możesz pracować, żyć, dzieci wychowywać i biec na mszę!
I wśród tego straszliwego kaca, tej suchości w ustach i bólu głowy odbierającego mi resztki rozsądku przyszła mi do głowy myśl niespodziewana, że miło by było gdyby ktoś teraz przy mnie był, najlepiej mężczyzna, jeszcze lepiej: mój mężczyzna, który w takiej oto chwili kryzysu zajął by się mną. Serio, ten kac musiał być ogromny! Przecież ja, Adela Kowalik, ja nie mogę się zajmować czymś w rodzaju miłości to.. to nie, nie dla mnie. Zostawmy coś dla innych, bo naprawdę nie powinnam się wiązać.
Przez przypadek jednak przez chwilę myślałam, że Adela, znaczy ja, nie jest już tą samą ja, tylko jakąś inną, bo nagle, bez żadnego ostrzeżenia zaczęłam wyobrażać sobie siebie w związku. W związku małżeńskim. Mało tego! Z dziećmi! Co najgorsze! Podobało mi się to. Mi! Mi? Przecież jestem nieczułym potworem nie potrafiącym się zaangażować, egoistycznym bałwanem, który nienawidzi, kiedy ktoś inny karmi jej kota, nienawidzi, kiedy ktoś inny grzebie jej w szafkach i chowa się pod kocem na jej własnej brązowej kanapie. Ja? Ja miałabym mieć męża i dzieci? Ja miałabym wpuścić do swojego życia kogokolwiek? Bez jaj, drodzy państwo! Stąpajmy po ziemi, proszę! To nie dyscyplina dla mnie. Ja muszę i chcę mieć wszystko pod kontrolą. A w związku… w związku nie da się nic utrzymać pod kontrolą, nawet głupiej porannej kawy, która powinna się zdarzać codziennie przed pracą. A w związku, proszę państwa, taka kawa staję się udręczeniem. To jest katorga, że trzeba rano wstać i ją zaparzyć. Nie że trzeba w ogóle wstać. Tu chodzi o to, że trzeba wstać i zaparzyć kawę, która musi się zdarzyć i wszyscy wiedzą, że tego się nie uniknie, a jednak chciałoby się, bardzo chciałoby się uniknąć kawy porannej, bo człowiek się leniwy robi. Człowiekowi się już nie chce o fryzurę zadbać, bo już po co, człowiekowi się nie chce kota karmić, bo nie ma po co. Jak zdechnie, co tam, mam przecież faceta, jak sobie facet pójdzie to kupię nowego kota. I dlatego związki się psują. Właśnie tak!
Zapamiętaj Ada! Nigdy. Z nikim. Na poważnie. STOP.
Nieważne jak bardzo tego chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz